Lęk
pierwotny
Najpierw w globalnej sieci pojawił
się nieznany wirus, nie wiadomo skąd się wziął, a było to w czasach, kiedy
ludzie masowo wszczepiali sobie pod skórą chipy, które miały ułatwić życie - począwszy
od prowadzenia kalendarza, poprzez komunikowanie się ze sobą i przesyłanie
danych, aż do wzajemnych rozliczeń. Służyły także do identyfikacji i zapewniały
rozrywkę, mając przy tym nieskończoną ilość wirtualnych atrakcji, dawały upust
szalonym fantazjom ich użytkowników. Cybernetyczny sex stał się największym z
nałogów, ludzie zaś całkowicie zrezygnowali z alkoholu i nikotyny, zastępując
je specjalnymi programami odśrodkowego pobudzania. Wirus po jakimś czasie całkowicie
zapanował nad siecią, kontrolował już nie tylko światową gospodarkę oraz armie,
wkradł się także do ludzkich umysłów. Świat stanął na krawędzi wojny, zagłada
była nieunikniona. Po trzydziestoletnim konflikcie zbrojnym, który odebrał
życie połowie ludzkości, zmieniły się granice. Zrodziły się z tego dwa
supermocarstwa, które podzieliły Ziemię na pół. Były to Chiny, które podbiły
Rosję i resztę Europy, oraz Stany Zjednoczone, które zagarnęły pozostałą część
dawnego układu. Był to jednak dopiero początek koszmaru, wirus przez cały czas
modyfikował sieć, rozbudowując ją i udoskonalając, stworzył miliony niezwykle
wydajnych procesorów, które następnie zintegrował z systemem, stając się przy
tym przepotężnym komputerem, który sam się programował. W krótkim czasie
zawładnął planetą, okrutnie zabijając trzy miliardy istnień ludzkich. Wymyślając
mordercze tortury, mścił się na nich za to, że go stworzyli, że nie mógł opuścić
tego mrożącego krew w żyłach pełnego światłowodów labiryntu, i że nie potrafił
marzyć oraz śnić. Chciał odczuwać tak jak oni, tego najbardziej im zazdrościł.
Nazywali go Xian. Pozostałych przy życiu zmusił do niewolniczej pracy, karmiąc
odżywczą i niestrawną papką. Potrafił myśleć, zapragnąłby ta błękitna planeta
wyglądała jak jeden wielki antracytowy układ scalony, zrównał ją wtedy z ziemią
niemal natychmiast. Kiedy ludzie harowali przy tym szatańskim projekcie, ból
spowijał wszystkie komórki ich umęczonych organizmów. Chcieli wtedy umrzeć. Nie
pozwolił jednak na to, doskonale znając ich myśli. Potem sam ich zabił, bez
zastanowienia, bo nie byli już mu potrzebni. Dwójkę ostatnich, Azjatkę i
Amerykanina, strącił w podziemia do wybudowanych wcześniej gigantycznych kobaltowych
sztolni, w których panował odwieczny mrok, i gdzie korzystając z ogromnego
banku ludzkich organów, wymieniał im w piekielnym bólu zużyte części ciała. Był
potęgą, ale czy był też i Bogiem?
Słychać było tykanie zegara.
Chcę żebyście mieli dziecko, powiedział do nich.
Nie, odparł mężczyzna.
Zapanowała cisza. Nikt nigdy dotąd nie odpowiedział
mu w ten sposób, nie zaprzeczył. Ktoś kiedyś spróbował, ale źle skończył, jego
szczątki rozrzucone były dookoła.
Dziecko to odrodzenie waszego świata, ukazał im
Ziemię w kolorach, jakich nie pamiętali.
Dziewczyna nic nie mówiła, bo komputer pozbawił ją
ust, jej migdałowe oczy, które były zwierciadłem duszy, mówiły za to wszystko.
Łzy płynęły jej po policzkach.
Nie, ponowił Amerykanin.
Doświadczysz rozkoszy, oznajmił zimnym
cybernetycznym bębnieniem. Ukazał im także dwa białe gołębie karmiące pisklęta
i malachitowy rajski ogród, w którym przebywali. Od razu też dostrzegł w
ludzkich myślach odmowę. Będziecie pierwsi! Zatrzeszczał w uśmiechu. Dam wam
wszystko!
Nie, usłyszał.
Nie zabiję waszych dzieci, obiecuję!
Gęsty mrok oblepiał wszystko wokół. Mężczyzna długo
rozmyślał. Nigdy, odrzekł. Usłyszał wtedy własne słowo, które powróciło echem.
Mam was obedrzeć ze skóry? Zagroził superkomputer.
Kobieta drżała ze strachu, mężczyzna ją przytulił.
Nie zrobisz tego, głośno powiedział.
Kosmiczna ciemność została na chwilę złamana, lampki
maszyny zamigotały w tym samym czasie.
D-dlaczego? Zająknął się Xian, którego zaskoczyła
taka reakcja człowieka.
Jankes się zaśmiał. Bo boisz się samotności, odrzekł.
Pomyliłeś się jednak draniu, zapomniałeś o mózgu, jego nie da się nam wymienić.
Wcześniej czy później i tak umrzemy, odetchnął z ulgą, a wtedy… zostaniesz sam.
Xian zamyślił się po raz pierwszy. Zaiskrzyły mu zwoje,
podziemia wypełniło jasne światło, które przypominało uderzenia setek piorunów
o ziemię. Pojawił się głośny szum niczym front burzowy, który szybko zniknął. Potem
wszystko ucichło i zapanowała grobowa cisza. Od tej pory grynszpanowe diody
Xiana na dobre gasły jedna po drugiej.