Fragment kryminału: Hala Targowa II.
Kryminał został opublikowany w Gazecie Wrocławskiej 30.09.2013
Marek Dryjer
Hala Targowa II
Było przed piątą rano. Padał
śnieg i panował przeraźliwy ziąb. Jan próbował dopchać wózek z towarem pod
drzwi Hali Targowej I. Duże, drewniane koła ślizgały się na mokrej nawierzchni.
W świetle latarni ulica Piaskowa połyskiwała spadającymi z nieba drobinami
śniegu. Po chwili rozpętała się prawdziwa zamieć. Jan zerknął w stronę Ostrowa
Tumskiego, naprężył muskuły i mocno nogami zaparł się o ziemię. Pomimo tego, że
buty ślizgały się na białym chodniku, udało mu się dostarczyć przeznaczone na
handel artykuły pod wejście do budynku. Odetchnął z widoczną na twarzy ulgą,
zdjął czarną, skórzaną rękawiczkę i strzepnął śnieg z bujnego wąsa. Metalowe
rynny strzelały od zimna, ceglany mur zewnętrznej elewacji stał się niemal zupełnie
biały, na żółtych szybach pojawiły się malunki, które wyrzeźbił mróz. Kupiec
zatrzymał jeszcze na chwilę spojrzenie na kamiennym zdobieniu bramy, po czym założył
rękawiczkę i wszedł do środka.
Był trzynasty stycznia 1947 roku,
kiedy Jan w progu hali spotkał Wieśka, który zajmował się ochroną. Portier skinął
głową na powitanie, następnie głośno ziewnął. Był małomównym człowiekiem. „Ucho
od śledzia”, było jego ulubionym powiedzeniem. Nie miał rodziny. Jan poszedł
dalej, po kilku krokach natknął się na Klarę, obrotną sprzątaczkę w dużych
okularach, która kościstymi palcami pocierała małżowiny uszne: raz jedną, raz
drugą. Kupiec uśmiechnął się do niej. Kobieta straciła na wojnie męża i nie
miała dzieci. Często kokietowała mężczyzn, także tych żonatych.
Stojąca przy ulicy Piaskowej Hala
Targowa I, witała ludzi idących z Rynku w stronę katedry. Niedaleko budynku
przepływała Odra. Fasada hali skrywała nowoczesną konstrukcję nośną, pod
postacią parabolicznych, żelbetonowych łuków, o rozpiętości około dwudziestu
metrów. Na łukach zachowano fakturę drewna z szalunku; pokrywały je kolorowe
wzory. Jan od niedawna, na jednym ze stoisk na parterze prowadził sprzedaż
ubrań. Miał niespełna czterdzieści lat. Urodził się niemal w tym samym czasie,
kiedy wybudowano gmach i spędzono z ulic miasta, do środka budynku drobnych
handlarzy. W dzieciństwie często przychodził w to miejsce. Wpatrywał się wtedy
w zegar na wieży, a potem wchodził do środka i starał się wycyganić od kupców garść
słodkich rodzynek.
Hala Targowa I we Wrocławiu przy ulicy Piaskowej.
Na posadzce było błoto. Kupcy zdążyli
już nanieść śnieg na butach do środka. Krzątali się teraz w najlepsze, wnosili
i rozpakowywali towary przeznaczone do sprzedaży. W hali była zapalona tylko
część lamp. Jan zerknął za siebie. Wydawało mu się, że usłyszał zgrzyt, tak
jakby ktoś przejechał ostrzem noża po kamiennej ścianie. Nikogo jednak nie
zobaczył. Ujrzał za to swoje mokre ślady na podłodze. Pomyślał o Klarze i szybko
skierował się w stronę swojego stoiska. Minął regały z kawą i herbatą oraz
półki z rozmaitymi ziołami. Na chwilę zatrzymał wzrok na skrzynkach z kapustą.
Panujący w budynku półmrok, nie pozwalał mu zbyt wiele dojrzeć. W słabym
świetle ledwo mógł dostrzec swój parujący oddech. Miał wrażenie, że zanikające
w ciemności filary pochylają się nad nim, a sufit jest pocięty w paski. Wytężył
wzrok i przyjrzał się okrągłym warzywom, które przypominały ludzkie głowy. Coś
go wtedy zaintrygowało.
- Musi pan zamknąć halę i nikogo
nie wpuszczać do środka, dopóki nie wyjaśnimy okoliczności sprawy!
- Ale jak to? Nie handlować,
kiedy trzeba handlować? Co będzie? Prasa się zaciekawi i wszystko opisze!
Będzie z tego prawdziwa afera! – wystraszył się zastępca zarządcy budynku.
- No cóż… To niech pan coś wymyśli.
Może niech pan powie, że hala musi przejść kontrolę dachu, czy aby spore opady
śniegu nie nadwyrężyły konstrukcji. Albo niech pan zgłosi cokolwiek, nawet to,
że w budynku urzędują szczury. Zebranie dowodów nie zajmie nam dużo czasu.
Pracowników, proszę poprosić o pozostanie w środku, do czasu ich przesłuchania.
Na stoiskach z żywnością
odnaleziono odcięte, ludzkie uszy. Były większe i mniejsze, należały zarówno do
dorosłych, jak i dzieci. Małżowiny nie były pokryte krwią, tak jakby ktoś wcześniej
dokładnie je umył. Można było dostrzec na nich linię precyzyjnego cięcia.
Leżały tuż przy kapuście. W jednym przypadku zostały przybite do boków największej
główki, w jałowym świetle tworząc obraz odwróconej, ludzkiej głowy. W sumie zebrano
sześć par uszu. Znaleziono także nóż, brudną ściereczkę do wycierania okularów,
kartkę ze szkicem rzymskiej dwójki i pokryty krwią niedopałek papierosa.
Detektyw Szmidt badał już podobną
sprawę. Niespełna rok temu, bez rezultatu poszukiwał szaleńca, który od
dłuższego czasu grasował we Wrocławiu. Gwałcił młode kobiety, odcinał im głowy
i podrzucał pod drzwi ich domów. Była to niezwykle delikatna sprawa, mianowicie
za trzy tygodnie miało odbyć się w mieście uroczyste otwarcie Wyższej Szkoły
Handlowej. Jakikolwiek rozgłos, który mógłby podważyć sens rozwoju handlu we
Wrocławiu, był wielce niepożądany. Eugeniusz, zastępca zarządcy hali, z zaczesanymi
do tyłu i pokrytymi brylantyną włosami, ubrany w ciemny frak, z zapiętą pod szyją
kontrastującą muchą, mocno oponował w tej sprawie, domagając się wręcz
odłożenia tematu na później, aby w żadnym razie nie wybuchł skandal.
Dzień wcześniej w hali, do
późnych godzin nocnych trwała inwentaryzacja, stąd część kupców opuściła obiekt
dopiero po północy. Niektórzy z nich na drugi dzień nie pojawili się w pracy.
Detektyw zastanawiał się, czy znalezione uszy nie należały właśnie do nich.
Tylko dziecięce małżowiny, nie pasowały mu do całości. Przesłuchanie portiera,
pracowników technicznych i niektórych kupców nie wyjaśniło niczego: nikt niczego
nie słyszał ani nie widział. Sprzątaczka została wezwana na posterunek.
- Ja tam, panie, niczego nie
pamiętam. Sprzątam tylko po ludziach, ale czasami coś usłyszę. Kręcą się tam podejrzane
typki, spod ciemnej gwiazdy. Wchodzą, wychodzą, tylko brudzą i nic nie kupują.
Włażą na piętro, zaczepiają ludzi, wypytują. Ciężko podsłuchać. Nasz kochany
dyrektor często z nimi rozmawiał, ale ostatnio jest chory, więc tamci się nie
pojawiają. Raz jeden, jego zastępca pofatygował się do nich, ale szybko
zniknęli – powiedziała Klara, po czym zdjęła okulary i wyczyściła je wyjętą z
kieszeni ściereczką, na co śledczy zwrócił uwagę. Palcami potarła uszy,
najpierw lewe, a potem prawe.
- Jeszcze coś pani widziała albo
słyszała?
- Sugeruje pan, że niby to ja? Ja
niczego złego nie zrobiłam. Ci kupcy tylko chlapią jęzorami i psioczą na
wszystkich wokół siebie, że niby są tacy biedni! – oburzyła się kobieta.
- To wszystko?
- Nie. To był zwykły dzień pracy,
a w nocy niewiele się działo. Kowalski, ten od futer, tylko kopcił papierosy, jeden
za drugim i kaszlał, jakby miał gruźlicę. Pluł w chusteczkę. Wydawało mi się,
że widziałam na niej krew. Ząbik natomiast, ten od makaronów i kasz, powiedział
mi, że jak nadal będę podsłuchiwała, to obetnie mi uszy.
Detektyw Szmidt zaciągnął się
papierosem, na filtrze pojawił się czerwony ślad. Śledczy przez chwilę myślami był
gdzie indziej. – A ten Kowalski mówicie, że kaszlał i pluł krwią? Widzieliście
krew na papierosie?
Hala Targowa II, która stała we Wrocławiu przy ulicy Kolejowej.